Aktualności

Co z tymi konsultacjami? Decydujmy Razem u Prezydenta

Temat organizacji konsultacji społecznych okazał się na tyle ważny, że kancelaria Prezydenta RP zorganizowała spotkanie w tej sprawie z udziałem przedstawicieli władz lokalnych i ekspertów, również związanych z projektem „Decydujmy Razem”.

Wśród przemawiających przed prezydentem był Marek Romaniec, animator subregionalny z Naszyjnika Północy, który opowiedział o długoletnich tradycjach współpracy władz lokalnych z obywatelami w jego subregionie i oświadczył „nic o nas bez nas” . Wcześniej zespół złożony z 22 ekspertów z organizacji pozarządowych i rządowych pod kierunkiem Jakuba Wygnańskiego i Małgorzaty Steiner z Ministerstwa Cyrfyzacji stworzył dokument dotyczący zasad konsultacji tak aby reprezentowały one odpowiedni poziom. 7 podstawowych zasad obejmuje: dobrą wiarę zrozumienia odmiennych racji, powszechny dostęp, przejrzystość, responsywność (odpowiedź na wniosek w sensownym terminie), koordynację (kogoś kto za nie odpowiada politycznie i organizacyjnie), przewidywalność i poszanowanie interesu ogólnego. Większość gości twierdziła, że niekoniecznie potrzeba zmian prawnych aby konsultacje działały dobrze, bo w ramach obecnych przepisów można prowadzić konsultacje w taki sposób. Cieszyło mnie duże zainteresowanie konsultacjami i deklaracje ze strony przedstawicieli wysokich władz samorządowych o dużym znaczeniu konsultacji. Prezydent Poznania mówił nawet, że czasem lepiej nawet poświęcić 100 tysięcy złotych na konsultacje niż musieć mierzyć się z kosztami błędnej i niepopularnej decyzji. Ale jak zawsze, diabeł o ile w ogóle istnieje, to tkwi w szczegółach.

Z padających na sali wypowiedzi wynikało, że udane jak dotąd dobre praktyki konsultacji wiążą się z konsultowanie jakiejś konkretnej sprawy, najczęściej związanej z zagospodarowaniem konkretnego miejsca (ulicy, parku czy jak w prezentowanym na konferencji przykładzie z Olsztyna szlaków pieszych i rowerowych wokół jeziora). W takich wypadkach znacznie łatwiej o zaangażowanie ludzi niż w wypadku jakichś szerszych tematów na przykład wizji rozwoju gminy/miasta lub wieloletnich planów inwestycyjnych. Konkretne miejsca i „bliższa ciału koszula” mobilizują łatwiej mieszkańców niż to co ogólne, szersze. Pozostaje otwartym pytaniem jak mobilizować ludzi w sprawach bardziej ogólnych i czy w ogóle warto?

Na tej konferencji, nie pierwszy raz już, z ust wielu samorządowców, ale też i naukowców, słychać było opinie, że nasze społeczeństwo nie jest wystarczająco wyedukowane i obywatelskie by w ogóle myśleć o jakiejś porządnej partycypacji czy choćby sensownym konsultowaniu. Mówi się przy takich okazjach o konieczności reformowania szkoły, zwiększeniu odpowiedzialności mediów, uczenia rodziców aby w domu krzewić postawy obywatelskie, itp. Oczywiście to wszystko jest ważne, bo na pewno szkołę warto zmieniać w kierunku większego zaangażowania i wyjścia uczniów poza jej ciasne mury (co już się dzieje z lepszym lub gorszym rezultatem, dowodem niedawne obowiązkowe wprowadzenie działań projektowych do gimnazjów) , warto rozwijać programy edukujące dorosłych, warto wspierać odpowiedzialne media, ale mam ważne zastrzeżenie. Nie chcę by takie argumenty, że my jako społeczeństwo jesteśmy mało dojrzali i „obywatelscy” i trzeba nas jeszcze wychowywać i edukować, miały usprawiedliwiać brak działań zwiększających udział mieszkańców ze strony samorządów tu i teraz! Uważam, że jeśli się postaramy i mamy dostęp do odpowiednich narzędzi można zrobić coś więcej z ludźmi takimi jacy są. I programując bardzo złożoną zmianę na wiele lat naprzód, nie zapominajmy że można pewne sprawy poprawić w krótkiej perspektywie. Bardzo spodobał mi się pomysł, jaki przedstawił Przemysław Sadura z Fundacji Pole Dialogu, że powinniśmy wspólnie z rządem zorganizować w sposób modelowy ogólnopolskie konsultacje społeczne w jakiejś ważnej dla całego społeczeństwa sprawie, np. kwestii budowy w Polsce elektrowni atomowej lub reformy systemu emerytalnego. Uważam, że taki temat by pokazał, że jednak tak zwani zwykli ludzie potrafią się wypowiedzieć i może nie jest tak fatalnie z tą naszą obywatelskością, jak to niektórzy malują. Porządnie prowadzone pod względem formalnych standardów konsultacje ogólnopolskie byłyby też dobrą lekcją dla samorządów lokalnych.

Niepokoiły mnie za to opinie wypowiadane przez niektórych przedstawicieli samorządu, że czasem konsultacji lepiej nie organizować bo wypowiadają się na nich „pieniacze” lub „ludzie o skrajnych poglądach”. Ale czy nie to ma być sensem demokracji? Że dajemy się wypowiedzieć komuś, kto myśli inaczej i z kim się niemal na pewno nie zgodzimy, ale jednak szanujemy jego opinie? Dodałbym nawet, że jako przedstawiciel samorządu cieszyłbym się, że taki „trudny” obywatel na tyle ufa demokratycznym instytucjom, że jednak te swoje opinie wyraża publicznie i otwarcie zamiast tylko narzekać i po cichu lub emocjonalnie protestować. Wierzę, że mając odpowiednie umiejętności moderowania dyskusji można zadbać by takie nadaktywne osoby nie zdominowały całej dyskusji (np. rygorystycznie narzucając ograniczenia czasu wypowiedzi, dbając o to by najpierw zabrały głos osoby, które jeszcze nie miały okazji się wypowiedzieć, wyciszając wypowiedzi nie dotyczące tematu spotkania).
Z ciekawych refleksji zapamiętam opinię prof Anny Gizy-Poleszczuk, że nasza demokracja jest za bardzo „przemocowa”. W krajach Europy Zachodniej jak jest różnica zdań więcej dąży się do wyjaśnienia jej, u nas częściej się od razu głosuje. Organizując konsultacje, nie musimy bać się konfliktu, nawet dobrze jest go antycypować, wyprzedzić o pół kroku.

Pomimo gorącej atmosfery w temacie konsultacji, chciałbym się podzielić spostrzeżeniem, że konsultacje to dopiero wstęp do współpracy samorządu z mieszkańcami, a według pewnych koncepcji naukowych partycypacja to dopiero to co jest „powyżej konsultacji” czyli różne formy wspólnego decydowania (jak na słynnej drabinie partycypacji Arnstein – powyżej konsultacji są „partnerstwo”, „delegowanie”, „kontrola obywatelska” czyli różne formy dzielenia się odpowiedzialnością za sprawy publiczne). Uważam, że prawdopodobnie też potrzebny jest odpowiednio stabilny niższy szczebel drabiny by móc osiągnąć wyższy. Nie idealizowałbym też tego wszystkiego co jest powyżej, bo nie każde partnerstwo samorządu z organizacjami pozarządowymi oznacza większego wpływu wszystkich zainteresowanych mieszkańców na działanie władz.

Zgadzam się z głosami, które mówiły o tym, żeby nie widzieć w konsultacjach panaceum na wszystkie bolączki demokracji. Faktycznie samorząd nie może konsultować wszystkiego, tak jak i żadna organizacja czy firma nie działaby sprawnie, gdyby każda, nawet najdrobniejsza decyzja musiała być dokładnie konsultowana ze wszystkimi. Ważne jest jednak aby była informacja, przejrzysta komunikacja i wzajemne zaufanie stron. Dobór tematów do konsultacji tak by faktycznie trafiały tematy które okażą się faktycznie „gorące” czyli istotne dla społeczności też jest odpowiednią sztuką. Jak już zauważyła Arnstein w latach 60-ych w USA, czasem konsultowanie robi więcej złego niż dobrego np. w sytuacjach gdy ludzi się pyta i tak się robi swoje, co jeszcze może potęgować poczucie frustracji.

Maciej Milewicz z Biura Relacji Społecznych Urzędu Miasta w Poznaniu opowiadał o zastosowaniu przez władze tego miasta jednej z technik partycypacji tzw. sądu obywatelskiego którą poznał dzięki przestudiowaniu Bazy Dobrych Praktyk naszego projektu (więcej o samej technice przeczytacie tu http://dobrepraktyki.decydujmyrazem.pl/x/777930 )

Konsultacje dotyczyły zagospodarowania jednej z ulic czy ma zachować charakter otwarty dla tranzytowego ruchu samochodowego czy stać się rowerowo-pieszym deptakiem? Zatrudniono 15 osób, mieszkańców Poznania koniecznie mieszkających na innym obszarze miasta i mających być reprezentatywni dla przekroju społeczeństwa –różnych grup demograficznych i środowisk jako „ławników”, którzy zbierali argumenty, debatowali i wydali swój sąd. Technika okazała się dosyć tania jak na budżet dużego miasta (kilkanaście tysięcy złotych) „Byliśmy przygotowani na wdrożenie jakiekolwiek rozwiązania, jakie wyłoni sąd obywatelski” – powiedział gość z Poznania. Ale co w sytuacji gdy władza nie jest przygotowana na wdrożenie rozwiązania, jakie wypłynie z konsultacji? Czy wtedy w ogóle warto je przeprowadzać?

Piotr Bielski, Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL