Aktualności

Człowiek z pasją zmiany – praktyczne spojrzenie na organizowanie społeczności lokalnej

Ludzi nie trzeba się bać … trzeba naprawdę lubić swoją pracę i wiedzieć, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, trzeba pamiętać o tym, że nie jesteśmy na bezludnej wyspie i mamy wokół siebie kilka osób, jak nie kilkanaście, do których możemy się zwrócić o pomoc – mówi Piotr Kidawa, organizator społeczności lokalnej z Częstochowy w rozmowie z Moniką Makowiecką.

Monika Makowiecka: Piotrze, mówisz, że uczestnictwo w szkoleniu dot. organizowania społeczności lokalnej zmieniło Twoje spojrzenie na pracę socjalną, w czym tkwi różnica?
Piotr Kidawa: Obecnie uważam, że w dzisiejszych czasach powrót do pracy metodą środowiskowej pracy socjalnej, jest jak najbardziej pożądany. Widzę pewne zmiany w środowisku, w którym pracowałem wcześniej. Mam teraz całkiem inne podejście do pracy ze społecznością metodą organizowania społeczności lokalnej, niż do pracy, którą wykonywałem wcześniej, czyli terenowego pracownika socjalnego, który udzielał przede wszystkim pomocy finansowej,

Powiedziałeś, że przed udziałem w szkoleniu inaczej postrzegałeś pracę metodą środowiskowej pracy socjalnej, czy mógłbyś o nim opowiedzieć?
Ogólnie został utarty taki model, którym od kilkunastu lat pracują pracownicy socjalni, model nastawiony na indywidualny przypadek i grupowe podejście do klienta. Natomiast po zakończeniu szkolenia inaczej patrzę na pracę metodą środowiskową ponieważ widzę bardzo dużo pozytywnych cech pracy ze społecznością lokalną.

A jakie to cechy?
Jak dla mnie jest bardzo jasna różnica pomiędzy udzielaniem pomocy finansowej, a pracą w społeczności bez tej formy wsparcia. Całkiem inaczej pracuje się metodą środowiskową niż metodą indywidualnego przypadku. Pozytywy są takie, że  zmieniło się troszkę podejście ludzi do swojego życia, bardziej zaangażowali się w zmianę, po pierwsze swojego wizerunku, wizerunku miejsca w którym mieszkają, inaczej patrzą na sprawy swoich sąsiadów. Bardziej zmotywowani są do podejmowania pewnych działań przy pomocy tak naprawdę pracowników socjalnych w roli organizatorów społeczności lokalnych, którzy pracują metodą środowiskową, gdzie wcześniej tego  nie było. Natomiast negatywem jest to, że trzeba bardzo dużo czasu poświęcić na to aby ludzie zaufali pracownikowi socjalnemu, który pracuje z nimi, żeby przekonać tych „naszych klientów” i nie tylko, aby stali się naszymi partnerami, w podejmowaniu działań, które wpłyną w przyszłości na poprawę ich sytuacji.

Jak sobie radziłeś w nowej roli organizatora społeczności lokalnej?
Na początku było tragicznie, ponieważ razem z koleżanką Jolantą Baron trafiliśmy w rejon, który był w Częstochowie tak naprawdę dzielnicą zesłania tych ludzi. Stamtąd nie wychodzi się ponieważ jest to taka enklawa biedy w mieście, gdzie są eksmitowane osoby do tego konkretnego miejsca, do tych dwóch kamienic, z różnych części miasta, tak więc jest duży przekrój osób napływowych, duże zróżnicowanie demograficzne. Na początku było bardzo trudno ponieważ mieszkańcy byli bardzo niechętni do nas, musieliśmy bardzo dużo czasu poświęcić na to aby przekonać ludzi do tego, że naprawdę coś da się zrobić, jeżeli tylko będą chcieli, że mogą korzystać z naszego wsparcia. Dużo czasu zajęło nam  zdobywanie zaufania mieszkańców, ale zadziało się to po kilku spotkaniach obywatelskich, które zorganizowaliśmy dla znacznej grupy ludzi. Trudne było również przełamanie tkwiącego w tej społeczności stereotypu myślenia, że pracownik socjalny jest tylko i wyłącznie od tego, że przychodzi na wywiad, udziela pomocy i na tym się kończy jego rola. Równie dużo czasu zajęło przekonanie ludzi, do tego aby zmobilizowali się, pokazanie im, że tak  naprawdę można zrobić dużo rzeczy bez pieniędzy a tylko i wyłączne przy własnym zaangażowaniu.

Występujące trudności nie zniechęciły Ciebie do działania, ale mogą budzić obawy przed rozpoczęciem pracy w społeczności. Czego Twoim zdaniem nie trzeba się bać?
Ludzi nie trzeba się bać. Po pierwsze, trzeba naprawdę lubić swoją pracę i wiedzieć, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, trzeba pamiętać o tym, że nie jesteśmy na bezludnej wyspie i mamy wokół siebie kilka osób, jak nie kilkanaście, do których możemy się zwrócić o pomoc. Wydaje mi się, że trzeba pamiętać o tym, że tak naprawdę ludzie nie są źli, tylko w pewnym momencie, różnego rodzaju zdarzenia w ich życiu skierowały ich na taką drogę, na której obecnie są ale myślę, że z każdej trudnej sytuacji jest jakieś wyjście. Przy dobrym zdiagnozowaniu społeczności i zapleczu, którym naprawdę dysponujemy od pewnego czasu, łatwiej o złagodzenie obaw, oczywiście trzeba także w pracy ze społecznością nie tylko użyć odpowiednich narzędzi, których jest pewien wachlarz ale także umiejętnie z nich korzystać.

Jakich narzędzia warto zastosować?
Na pewno edukację, na pewno wsparcie partnerów, zawiązanie sieci współpracy. Także różne działania, na przykład wydarzenie lokalne, angażując społeczność do współpracy można jej pokazać, jak bardzo wiele poprzez wspólną pracę można osiągnąć. Stworzenie jakiejś namiastki no nie wiem, np. kampanii, stworzenie jakiejś grupy, która da ludziom wzmocnienie i pomoże nabrać sił na dalsze działania.

W Twojej pracy pojawiło się wiele różnorodnych działań, które było pierwszym, inicjującym współpracę ze społecznością?
Pierwszym, jak sięgam pamięcią było przekonanie przedstawicieli lokalnych instytucji i organizacji do tego aby przyszli na pierwsze spotkanie partnerskie. Ważne było przekonanie zaproszonych osób, że faktycznie możemy iść w jednym kierunku, wcześniej dużo organizacji i instytucji mieściło się w dzielnicy, jednak każdy z nas działał na rzecz społeczności ale oddzielnie. Natomiast przedstawienie partnerom jednego kierunku działania oraz zaproszenie ich do współpracy naprawdę skutkowało bardzo pozytywnymi osiągnięciami.

Jaki obraliście kierunek działania, podaj proszę przykłady?
Wystąpiło duże zainteresowanie ze strony kilkunastu podmiotów, spotkaliśmy się, jako pierwszą wspólną inicjatywę uzgodniliśmy akcję sprzątania jednego z podwórek. 5 – 6 było partnerów było bardzo mocno zaangażowanych w to wydarzenie i oczywiście nasi mieszkańcy, bez nich by się to nie odbyło. Działanie to było przyczynkiem do tego aby następnie zorganizować piknik integracyjny. Było to dosyć duże wydarzenie pośród kamienic Limanowskiego 47 i 49, z udziałem naszych mieszkańców, po pierwsze miało pokazać zaangażowanie i zmotywowanie ludzi do działania, po drugie chcieliśmy pokazać naszym mieszkańcom, że można wiele zrobić jeśli wcześniej się coś zaplanuje, a po trzecie chcieliśmy im pokazać, że tak naprawdę to oni są gospodarzami, a to co wypracują przy naszej pomocy może w przyszłości zaowocować.

Jak myślisz, czy te cele udało się zrealizować?
Myślę, że tak chociaż jeszcze długa droga przed nami, pokazanie mieszkańcom, że mogą sami sobie pomóc to długi proces.

W Twoich wcześniejszych wypowiedziach pojawiły się sygnały, że jest wśród społeczności kilka lub kilkanaście osób, które mocno zaczęły się angażować we wspólne inicjatywy. Kim oni są i co robią?
Zebrała się grupa pań, które chciały zmienić środowisko swojego życia, natomiast nie miały do tego narzędzi. Osoby te  niechętnie wypowiadały się na forum tej pół tysięcznej społeczności, w której mieszkają, z różnych względów, były to różnego rodzaju konflikty miedzy sąsiadami, wspominaliśmy w mapie zasobów, że tam był bardzo słaby proces komunikacji, zatem podejrzewam, że to też mogło wpłynąć na to, że te osoby na początku nie chciały się zaangażować w działania. Natomiast po kilku spotkaniach obywatelskich ta grupa zorganizowała się, panie w trzech czy czterech takich akcjach społecznych brały udział i nadal z nami współpracują, a przykładem na to może być to, że zadeklarowały chęć udziału w programie aktywności lokalnej.

Jakie działania wpływały na poprawę zaangażowania mieszkańców?
Częsty kontakt z mieszkańcami, w pewnym momencie było to z naszej strony bombardowanie ich różnego rodzaju spotkaniami, przekazywanie informacji, rozwieszanie ulotek na klatkach dotyczących z różnego rodzaju przedsięwzięć na dzielnicy, czy to była zbiórka elektrośmieci, czy to była akcja sprzątania, czy to były informacji dotyczące akcji Gwiazdka, czy zajęć dla dzieci. Przede wszystkim, edukacja, informacja, częsty kontakt i rozmowa.

A jakie są plany na przyszłość?
Dalekosiężne. Chcemy motywować mieszkańców do tego aby wymyślali coś sami dla siebie,  to jest jedna rzecz, oczywiście przy naszym wsparciu, chcemy ukierunkować ich na poprawę swojego bytu, ewentualnie aby mogli w przyszłości stworzyć np. spółdzielnie socjalną, stworzyć  takie usługi, które były by dla nich źródłem utrzymania i wsparciem dla społeczności lokalnej.

Co jest Twoim zdaniem najważniejsze w pracy organizatora społeczności lokalnej, bo taka rolę pełnisz  aktualnie?
Dobre przygotowanie merytoryczne.

Co przez to rozumiesz?
Umiejętność dobrego zdiagnozowania terenu, wykonanie diagnozy społeczności lokalnej o charakterze terytorialnym poprzez badanie w działaniu, rozpoznanie zasobów, które występują na tym terenie i budowanie bardzo szeroko rozumianej sieci współpracy. Bez tych czynników nie moglibyśmy osiągnąć tego co osiągnęliśmy.  Tak naprawdę kluczowy jest dialog ze społecznością, wspólne zaplanowanie całego tego procesu, który tak naprawdę jest nieunikniony i bardzo długi.

Macie duże wparcie ze strony instytucji, ze strony dyrekcji.
Zgadza się.

Czy jest to czynnik, który ułatwia pracę w społeczności?
Jak najbardziej tak, wsparcie jest zawsze potrzebne tym bardziej wsparcie dyrekcji, ponieważ większość rzeczy musimy konsultować, te działania niekoniecznie mieszczą się w ramach pracy socjalnej mówiąc po staremu, jest to rozszerzenie pracy socjalnej. To jest troszkę inny system pracy, zmieniają się nam godziny pracy, nie wszystkie spotkania mogą być realizowane w godzinach od 7.30 do 15.30. Ważne było przedstawienie dyrekcji pracy ze społecznością jako spójnego procesu, który jeżeli ruszył to musi być zakończony, począwszy od zaangażowania mieszkańców i przedstawicieli partnerów w badania, na kolejnych etapach pracy dołączają do tego procesu ludzie, instytucje, organizacje, ludzie którzy są zaangażowani, więc zwyczajnie jeżeli powiemy sobie A to trzeba powiedzieć i B.

Powstał Zespół Organizowania Społeczności Lokalnej, czy osadzenie zespołu w strukturze Ośrodka było takim zielonym światłem?
Tak, bo to był taki sygnał od naszej dyrekcji, że chce coś zmienić, wychodzi ku nowemu, że mamy wsparcie, mamy zielone światło na to działanie. A wydaje mi się, że najważniejsze jest to, że możemy realizować nasze plany i założenia przy wsparciu dyrekcji.
Gdybyś mógł dokończyć takie zdanie: organizowanie społeczności lokalnej to dla mnie?
Kawał ciężkiej roboty, ale warto.

Warto bo…?
Bo przynosi bardzo pozytywne efekty, jeżeli są zgromadzeni odpowiedni partnerzy oraz dobrze zdiagnozowana społeczność. Dla społeczności jak najbardziej przemiana i wiara w to, że dobrze poprowadzona może coś osiągnąć.

Warto dla Piotra Kidawy bo…?
Bo tak naprawdę ja potrzebuję zmiany, a u mnie zmiana zazwyczaj trwa dwa, trzy lata i przyszedł ten czas  kiedy zacząłem jeździć na szkolenie. Myślę, że na następne trzy lata mam nowe zadanie do zrealizowania, wziąłem udział w szkoleniu dzięki czemu mogłem rozpocząć pracę w społeczności, sprawdzić się w nowej roli organizatora społeczności lokalnej.

Dziękuję za rozmowę.
Piotr Kidawa – pracownik socjalny w Zespole Organizowania Społeczności Lokalnej, w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Częstochowie, posiada 8 letnie doświadczenie w zawodzie pracownika socjalnego, od 9 lat pełni funkcję kuratora społecznego, jest związany z sektorem pozarządowym. A prywatnie…, lubi zwierzęta, stare samochody oraz wyprawy górskie wraz z małżonką.

Uczestniczył w dwuletnim cyklu szkoleniowym dla pracowników socjalnych ośrodków pomocy społecznej, którego celem było przetestowanie standardu środowiskowej pracy socjalnej/organizowania społeczności lokalnej. Szkolenie było zorganizowane w ramach projektu „Tworzenie i rozwijanie standardów usług pomocy i integracji społecznej” współfinansowanym przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

Więcej na temat organizowania społeczności lokalnej można znaleźć na www.osl.org.pl