Aktualności

Efekt kuli śniegowej

Z Grażyną Zakonek, dyrektorką GOPS w Sławoborzu rozmawia Jędrzej Dudkiewicz ze Stowarzyszenia CAL.

Państwa ośrodek właśnie otrzymał certyfikat Stowarzyszenia CAL. Co sprawiło, że zdecydowaliście się pracować tą metodą?

Braliśmy udział w rocznym projekcie organizowanym przez CAL, więc chcieliśmy zacząć wdrażać metody, które wypracowaliśmy w jego trakcie. To był jeden z powodów. Uznaliśmy również, że dzięki temu będziemy mieli możliwość wymiany doświadczeń, zdobycie innej wiedzy. Jest to dla nas następny krok, pewne wyzwanie, które jest obserwowane przez koleżanki z okolicznych ośrodków, które nie pracują tą metodą. Co równie ważne, wcześniej nasze działania były bardzo chaotyczne, jednak dzięki temu, czego się nauczyliśmy podczas szkoleń, udało nam się je znacznie usprawnić. Mamy większą wiedzę, jakich metod użyć, by rozwiązać konkretne problemy.

Rozumiem, że chęć opanowania tego chaosu była właśnie impulsem do zdobycia nowych kwalifikacji.

Dokładnie tak. Doszliśmy też do wniosku, że dobrze by było, aby wszyscy w naszym ośrodku zaczęli pracować tą metodą. Po każdym szkoleniu spotykaliśmy się i przerabialiśmy kolejne partie materiału, żeby wszyscy wiedzieli, na czym to polega, ale naszą intencją jest, by każdy z pracowników miał swój certyfikat.

Skąd Pani wzięła wiedzę o metodzie CAL-owskiej?

Szukałam różnych metod w Internecie i stamtąd się o niej dowiedziałam.

Skąd wyszła inicjatywa, żeby zacząć pracować metodą CAL-owską?

Ode mnie. Doszłam do wniosku, że taką metodą jaką pracowaliśmy jeszcze 10 lat temu niczego nie osiągniemy, zaczęliśmy więc tworzyć zupełnie inny obraz naszego ośrodka. Nie widzieliśmy sensu, żeby zajmować się wyłącznie rozdawnictwem pieniędzy, gdyż nie przynosi to żadnego pożytku osobom, które korzystają z tej pomocy, co powodowało, że mieliśmy dużo więcej pracy.

Natrafiła Pani na jakieś opory wśród załogi, czy też chętnie podchwycili ten pomysł?

Początki zawsze są trudne. Nikt nie lubi zmian, a pracownicy pomocy społecznej to specyficzna grupa zawodowa, mająca inny pogląd na sprawę pracy z ludźmi. Starałam się, żeby każda z pracujących osób stała się specjalistą w swojej dziedzinie, dlatego przeszliśmy wiele szkoleń, zaczęłam wprowadzać inne metody pracy i narzędzia, które trzeba im było stworzyć. Mam na myśli zaplecze – nie tylko dawanie pieniędzy, ale też działania, które powinny wychodzić od pracowników socjalnych. Później zaczęły się spotkania po godzinach pracy, założyliśmy stowarzyszenie Kariatyda, które działa przy naszym ośrodku. Stworzyliśmy je, by pomagało w działaniach naszego ośrodka – inaczej nie mogliśmy uzyskać pieniędzy z zewnątrz.

Jakie są Pani przemyślenia na temat tego, co jest trudnego w pracy nastawionej na zmiany, czyli że trzeba robić coś więcej niż rozdawać pieniądze?

Przede wszystkim należy zbadać środowisko, w którym się pracuje, bo bez tego nie da się stworzyć żadnego programu. Trzeba wiedzieć, jakie są potrzeby społeczeństwa lokalnego i co należy robić, żeby te problemy zaczęli rozwiązywać również sami ludzi, nie tylko my. Dla nich to wszystko robimy, nie dla siebie.

Widzi już Pani jakieś efekty stosowania metody CAL-owskiej?

Tak, zaczyna się integrować nasze społeczeństwo, robimy imprezy już od szeregu lat, w których uczestniczy coraz większe grono osób. Zaczynają nas postrzegać nie tylko jako pracowników, ale też osoby, które próbują stworzyć koło siebie grupy społecznościowe. Zaczyna się tworzyć efekt kuli śniegowej. Tym bardziej, że nie zamykamy się, tylko wychodzimy na zewnątrz – ściągamy specjalistów zgodnych z oczekiwaniami naszych mieszkańców, organizujemy warsztaty ze stowarzyszeniami, z którymi nawiązujemy współpracę. Współpracujemy na przykład z Towarzystwem Inicjatyw Twórczych Ę, wczoraj byłam w Warszawie na zakończeniu projektu dotyczącego powrotu do korzeni naszej miejscowości. Myślę, że w najbliższym czasie pójdziemy w kierunku partnerstwa ze stowarzyszeniami i wszystkimi, którzy mogą nam pomóc.

Mówiła Pani jeszcze, że inne ośrodki się Państwu przyglądają.

Jeżeli wprowadza się dużo nowości, pracuje się inaczej, to się traci kontakt z okolicą. Tak się stało u nas – byliśmy innym ośrodkiem, pracującym zupełnie inaczej na terenie naszego powiatu. Niestety kontakt zaczął się urywać. Zaczęłam więc zapraszać koleżanki, żeby zobaczyły jak to faktycznie wygląda, jak pracuje KIS, co dalej po nim – wyciągnęliśmy ludzi z domu, osoby, które nie pracowały po 20 parę lat, a teraz znalazły swoje miejsce. Im też się zaczęło to podobać i myślę, że możemy pokazać zupełnie inną pomoc społeczną. Dzielimy się tym, co osiągnęliśmy, co możemy sprzedać jako dobrą praktykę. Pokazujemy swoją pracę na zasadzie koleżeńskiej.

Czyli są Państwo takim prekursorem w regionie. Co dalej, jakie mają Państwo plany na najbliższy czas?

Bierzemy udział w CAL-owskich projektach konkursowych. Kończy się teraz trzyletni cykl, będziemy składać kolejne wnioski, bo jeszcze nie wszystkie osoby zostały przeszkolone. Docieramy do tych osób, które wciąż siedzą w domach i staramy się je zaktywizować. Natomiast osoby, które brały udział w KIS-ie myślą o tym, żeby założyć spółdzielnię socjalną – pięć osób pisze razem z nami projekt. My z kolei tworzymy drugi projekt na Centrum Integracji Społecznej. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Dziękuję za rozmowę.