Aktualności

Rola biblioteki – książnicy to już za mało

Z Beatą Branicką i Anną Miodyńską, trenerkami prowadzącymi w Programie Rozwoju Bibliotek szkolenia „Biblioteka jako miejsce promocji kultury”, rozmawia Jędrzej Dudkiewicz.

Jędrzej Dudkiewicz: Dlaczego również biblioteki, obok domów kultury, mają zajmować się działaniami mającymi na celu promocję kultury?

Anna Miodyńska: Biblioteka jest instytucją kultury w takim samym stopniu, jak dom kultury lub muzeum, tylko że startuje z innych zasobów. Jest instytucją kultury promującą głównie czytelnictwo i kulturę słowa – taką ma specjalizację. Ale to nie wystarcza. Bibliotekarze pytali mnie często, jak promować czytelnictwo. Mówili, że nie interesują ich inne wydarzenia, że chcą, by było więcej czytelników. Odpowiadałam na to, że być może nie jest to kwestia braku promocji, czy pięknych plakatów promujących literaturę, tylko odejścia w historię tradycyjnej roli biblioteki. Na to nie pomoże żadna promocja. Biblioteka musi stawać się ogólną instytucją kultury, działającą poprzez słowo, swoje zbiory, książki, informację lokalną, a mniej przez samo wypożyczanie książek. Rozgraniczanie roli domu kultury, który działa poprzez różne happeningi i wydarzenia oraz biblioteki, która tylko wypożycza książki, to moim zdaniem przeszłość. I bibliotekarze też już o tym wiedzą.

Beata Branicka: Biblioteki mają tę przewagę, że są często jedynymi instytucjami kultury w małych miejscowościach czy wsiach. Są otwarte codziennie – przez co bardziej dostępne. Jeżeli więc chodzi o szerzenie kultury wyższej poprzez biblioteki to pracownicy mają tu duże pole do popisu.

A jeśli w danym mieście jest i dobrze działający dom kultury i biblioteka?

B.B.: Traktowanie tych instytucji jako konkurencyjnych jest złe. Dla dobra społeczności – powinny one współpracować. Można poszukać punktów, w których biblioteka uzupełni pracę domu kultury i odwrotnie. Starałyśmy się uczulić bibliotekarzy na to, by znajdowali partnerów, którzy mają podobny pogląd na propagowanie kultury.

Co dokładnie przekazujecie na szkoleniach?

A.M.: Chcemy pokazać, że biblioteka promując siebie jako miejsce kultury, promuje wartości kulturowe i czytelnictwo, uczestnictwo w kulturze oraz wartości lokalne (czyli historię regionu). Odbywały się też rozmaite symulacje. Usiłowałyśmy, w tym krótkim czasie jaki był nam dany, zrobić jak najwięcej rzeczy praktycznych. Na przykład poszczególne biblioteki projektowały wstępne założenia identyfikacji wizualnej. Mówiliśmy o tym, jakimi narzędziami można docierać do ludzi, kładąc nacisk na te, które nie pociągają za sobą kosztów. Jest to bardzo istotne, bo biblioteka zwykle przeznacza na promocję niewielkie pieniądze. Szczególnym powodzeniem wśród naszych uczestników cieszyły się portale społecznościowe, tzn. profil na Facebooku, grupy dyskusyjne oraz blogi. Osobiście zachęcałam do tworzenia takich blogów na darmowym blogspocie. Mieliśmy ćwiczenia praktyczne – przez pół dnia każda biblioteka zakładała sobie stronę na Facebooku lub bloga. Usiłowaliśmy tam wpisywać różne informacje. Niektóre biblioteki mają nie tylko oficjalną stronę, która ewentualnie jest podpięta pod witrynę urzędu gminy, lecz również właśnie takie narzędzia jak blog czy strona na Facebooku. I to jest fajne.

B.B.: Próbowałam nakłonić bibliotekarzy, by pracowali nad zmianą wizerunku biblioteki. Żeby była ona miejscem, w którym się bywa, do którego nie przychodzi się tylko oddać książki. Chodzi o to, by odwiedzanie biblioteki było trendy. Jednym z założeń uczestników była wymiana doświadczeń. Myślę, że Program Rozwoju Bibliotek jest świetnym pomysłem na to, by środowisko bibliotekarzy z małych miejscowości skonsolidować.

Jak rozumiem chodzi nie tylko o to, by promować wydarzenia kulturalne w danym mieście, tylko żeby ogólnie zachęcać ludzi do uczestnictwa w kulturze wyższej?

A.M.: Tak. Dlatego, że promocja jest czymś więcej niż informowaniem. To przyciąganie ludzi do kultury w ogóle. Biblioteka mająca swoją publiczność powoli przekształca ją w społeczność. A do tego najlepiej nadają się właśnie narzędzia internetowe. Nie chodzi o to, żeby zrobić ulotkę, na której jest napisane, w jaki dzień i w których godzinach jest spotkanie z autorem, bo to nie jest promocja – to jest po prostu informacja.

B.B.: Takie było ogólne założenie szkoleń – żeby uczulić bibliotekarzy na to, że promocja to nie jest coś, o czym można zapomnieć, że teraz większość rzeczy wymaga, by o nich mówić. To jest połowa sukcesu. Główna zasada PR-u brzmi, że 90% sukcesu to działania, a 10% to mówienie o nich. Bibliotekarze muszą sobie z tego zdawać sprawę. Przykładem z mojego szkolenia jest biblioteka w Morągu, która działa rewelacyjnie – organizują dużo rzeczy i mogliby być wzorem do naśladowania dla wielu innych bibliotek. Dużą zmianą jest to, że bibliotekarze sami widzą konieczność promocji, sporo już robią w tym kierunku. Nie są to jednak działania skoordynowane, bardziej od przypadku do przypadku. Naszym celem było przekazanie potrzeby zaplanowania działań, by „miały ręce i nogi”. Jest wydarzenie – planujemy od razu promocję. Staraliśmy się też uczulić bibliotekarzy na to, by nie kopiowali z marszu podpatrzonych dobrych praktyk. Ważną rzeczą jest zbadanie potrzeb użytkowników. Funkcjonuje się w określonym środowisku. Ważne by dopasować działania promocyjne do odbiorców.

Co w takim razie zrobić na przykład z osobami, które nie mają dostępu do Internetu? Jak ich zachęcić do odwiedzania biblioteki i interesowania się kulturą wyższą?

A.M.: Mówiliśmy też o ulotce i plakacie oraz o nie wymagających kosztów: reklamie szeptanej i promocji wiązanej – poprzez inne instytucje. A także o happeningach, o obecności w przestrzeni publicznej, o różnych instalacjach, jak też o rzecznictwie, czyli o tym, że bibliotekarz prezentuje i promuje swoją bibliotekę w najróżniejszych sytuacjach, na przykład występując w szkole, na festynie, na posiedzeniu rady gminy. Wszystkie te narzędzia, które nie są jakimś pięknym plakatem w pełnym kolorze są bardzo skuteczne, zwłaszcza w małych społecznościach.

Uczestnicy tych szkoleń zwracali na coś szczególną uwagę, pytali się o coś, coś budziło ich kontrowersje lub wątpliwości?

A.M.: Pojawiała się wątpliwość, o której pan wcześniej wspomniał – dlaczego bibliotekarze mają zajmować się promocją kultury całego swojego środowiska, skoro są inni, którzy powinni się tym zajmować. To taki opór wobec przyjmowania nowych ról. Z drugiej strony wśród uczestników była też świadomość, że stara rola biblioteki, czyli książnicy, która tylko książki wypożycza, to jest już za mało. Przy wchodzeniu w nową rolę zawsze powstaje opór – pytamy, czy to akurat my musimy, czy podołamy? Mnie natomiast bardzo pozytywnie zaskoczył entuzjazm wobec nowych mediów. Wydawało mi się, że to plakaty, ulotki, identyfikacja graficzna, w ogóle wizualna, będą raczej budzić większe zainteresowanie. Tymczasem panie, również w średnim wieku, z dużym entuzjazmem zabierały się do zakładania bloga i to im sprawiało dużo radości. Nie spodziewałam się, że tak będzie.

B.B.: Mnie cieszył zapał tych ludzi. Być może jest to efekt tego, że spotkali się w gronie tylko bibliotekarzy, rozumieją się nawzajem, widzą jakie mają problemy i bolączki, i jak można coś z tym zrobić.

Ma Pani może jakieś informacje, czy to nie był taki jednorazowy zryw, czy te blogi, strony na Facebooku dalej działają i się rozwijają?

A.M.: Tak, działają. Chcę zebrać od trenerek, które prowadziły zajęcia, informacje o blogach bibliotecznych, które powstały. Myślę, że uda się to kiedyś zrobić. Na razie takich stron czy blogów nie ma dużo, bo entuzjazm entuzjazmem, ale trzeba nie tylko je założyć, ale też prowadzić. Są jednak takie biblioteki (biblioteka w Gnojniku, czy w Nysie), które mają swoje profile na Facebooku. Zachęcam do tego, by na nie zajrzeć.

Dziękuję za rozmowę.